Rozdział
3
W pokoju głównym
Ravenclaw przebywała połowa Krukonów.
-Luna! Jak tam dzień? – zawołała jej współlokatorka Lizz
Payne. Jej prawdziwe imię brzmi Elizabeth Amy Payne, lecz lubi jak mówi się na
nią Lizz.
-Dobrze. A twój?
-Także. Może zagramy w szachy?
-Jutro. Na dziś jestem zbyt zmęczona.
-Nie ma sprawy.
-Dobranoc. – pożegnała Elizabeth Luna.
-Dobranoc, nargle na noc! – odpowiedziała żartobliwie
koleżance.
Luna nie spała. Kiedy
Daisy, Lizz i Ezra dawno śniły w najlepsze, ona rozmyślała jakim cudem
wyczarowała pełnego Patronusa.
-O czym ja wtedy mogłam myśleć? – pytała się własnych myśli.
-O tym nie, o tym też nie… - odrzucała w głowie kolejne
propozycje.
Nagle drzwi pokoju gwałtownie lecz bezszelestnie się
otworzyły. Stała w nich McGonagall.
-Panno Lovegood, jesteś potrzebna. Za mną.
-Pani profesor, gdzie idziemy? – odrzekła Luna w korytarzu.
-Za chwilkę się dowiesz. Tylko bez nerwów.
Doszły do skrzydła
szpitalnego, gdzie obok pani Pomfrey leżała blada Ginny.
-Co się stało?! – wykrztusiła z siebie Luna
-W zasadzie nic takiego. Zemdlała. Byłaś z nią dzisiaj? –
zapytała lekarka.
-Byłam.
-Coś się za ten czas stało?
-Byłyśmy na spacerze, gdzie przez naszą nieuwagę weszłyśmy
do Zakazanego Lasu. Ja zgubiłam trop, Ginny ,,zajął” się dementor. Na szczęście
w porę przyszłam, i mój Patronus odgonił tego strasznego stwora.
-Matko Boska! Dlaczego mnie o tym nie poinformowałaś? – zapytała
przejęta profesorka.
-Bałam się o punkty i kłopoty. A z Ginny będzie wszystko
dobrze? – zapytała Luna z rumieńcami na policzkach. W tym momencie Ginny się
przubudziła.
-Co się dzieję?... – zapytała zdziwiona i osłabiona.
-GINNY! Jak się czujesz? – podskoczyła jej przyjaciółka.
-Dobrze, ale jest mi zimno…
-Chodź na szybkie na szybkie badanie kochana. Muszę
sprawdzić co ci jest. – rzekła ciepło pani Pomfrey.
Luna siedziała obok profesorki w
milczeniu. Wiedziała, że będą miały kłopoty. W tym czasie weszła przebadania
Ginny.
-Zemdlała, gdyż troszkę zmarzła. Nic jej nie jest. –
zapewniła lekarka.
Profesorka każdą z
dziewczyn osobiście odprowadziła do dormitorium. Wszystko odbyło się w
milczeniu. Ginny nie mogła zasnąć.
-Na szczęście jutro sobota. Mogę spać do której chce. –
uśmiechnęła się sama do siebie. Próbowała sobie cokolwiek przypomnieć.
-Ławka, las, dementor, kolacja… Co było kolejne? Myśl ruda
głowo myśl! – szeptała w skupieniu. –WIEM!
Kiedy po kolacji rozstała się z Luną, wykąpała i się i
zapomniała o skarpetkach na noc!
-Dlatego tak zmarzłam! Ginny, gapo… Wszyscy się martwią, a
nie ma o co…
~ Mam nadzieję że podoba Wam się ten rozdział ^^ Proszę o komentarze! ~